Przez trudy do gwiazd – Air Show

 

Jak piękne jest lotnictwo wiedzą Ci, którzy mieli choć raz okazję oglądać podniebne rewolucje. Taniec w powietrzu ogromnymi maszynami, z obciążeniami takiego rzędu, że człowiek bez odpowiedniego szkolenia zemdlałby po sekundzie wznoszenia się z taką prędkością. Zobaczcie relacje wideo!

 

 

Lotnictwo towarzyszyło mi od dzieciństwa, ponieważ wychowywałam się na Osiedlu Wojskowym Nowy Glinnik, gdzie dość regularnie, czy to w noc, czy w dzień, na lotnisku obok przelatywały śmigłowce. Co do samego słowa. Mój tata zawsze zwracał mi uwagę , gdy mówiłam „helikopter”. Tłumaczył wtedy, że słowo „śmigłowiec” jest polskie i mam używać tego. Nic dziwnego, że nawet, jak dla mnie, tak mały szczegół był niezwykle istotny dla taty – w końcu był pilotem i tak jak każdy tatuś na osiedlu – żołnierzem, co było dla mnie normą, bo dziadek też był pilotem wojskowym. Z wielkim zdziwieniem, więc wytrzeszczałam oczy, gdy kolega powiedział mi, że Jego ojciec jest PIEKARZEM! Dla mnie było to niewyobrażalne. Mama – zgadza się, może mieć inny zawód, ale mężczyźni dla mnie zawsze byli kojarzeni z wojskiem.

 

Głowę w chmurach o dziwo pierwszy raz miałam podczas lotu samolotem na wakacje 2 lata temu. Wtedy nawet na sekundę nie chciałam oderwać się od szyby. Obserwowałam każdą chmurkę, krople wody, każdy promień Słońca i kryształek lodu, jaki tylko mogłam zobaczyć. Lotnictwem nie zachwycałam się, gdy byłam mała. Wtedy na pokazach lotniczych bardziej interesowały mnie oddziały konne, które były poniżej linii horyzontu. Wolałam szybciej wrócić do domu niż być rażona przez Słońce, gdy starałam skupić wzrok na podniebnych akrobacjach. Miałam nawet możliwość parę razy wznieć się do chmur, ale odpowiadałam tacie na to głośnym NIE, tłumacząc, że nie interesuje mnie to, a po za tym boję się wysokości. Tak… bałam się wysokości tylko w teorii, bo praktycznie to wystawiałam głowę za barierki od balkonu z trzeciego piętra, żeby móc przyjrzeć się małym kotkom naszej sąsiadki z dołu.

 

Choć nie robiło to na mnie wrażenia, nawet nie miałam świadomości, że tak bardzo się do tego przyzwyczaiłam. Po przeprowadzce do Warszawy brakowało mi dźwięków sokołów ( śmigłowców ), poczucia bezpieczeństwa, dzięki żołnierzom w mundurach, zwierząt i lasów w około. Można powiedzieć, że byłam przytłoczona i zagubiona. Jedynym szczegółem, za którym nie tęskniłam, były wszechobecne dziki! Niektóre zachowywały się jak psy, po tym jak raz zostały dokarmione. Mimo wszytko są to dzikie zwierzęta. Pamiętam, gdy raz po wyjściu z bloku do szkoły na chodniku zobaczyłam dziewczynkę w moim wieku, która patrzyła się przed siebie z przerażeniem w oczach. Podbiegłam szybko i spytałam, co się stało?! Na co ona tylko wyciągnęła prostą rękę przed siebie wskazując na ogromnego dzika, który stał przed nami. Przez sekundę zamarłyśmy, na szczęście zdążyłyśmy otrząsnąć się z amoku i uciekłyśmy najszybciej jak tylko mogłyśmy za blok, gdzie czekał już na nas autobus do szkoły.

 

W 2016 roku tata zaproponował mi żebym, z moim przyjacielem z dzieciństwa Filipem, pojechała na Air Show w Radomiu. Pamiętam, że jeszcze wtedy musiał mnie przekonywać, że na pewno będzie fajnie, a ja tak do końca nie chciałam mu wierzyć, ale pojechałam. Na lotnisku byliśmy bardzo wcześnie. Zajęliśmy dobre miejsce, zjedliśmy i zaczęło się. Pierwsze maszyny wystartowały. A wraz z nimi zaczęli rozgrzewać się komentatorzy. Gdy podniosłam głowę ku niebu, już praktycznie do końca dnia jej nie opuszczałam. Tak niesamowite widoki, które można było tam zobaczyć były nie do opisania.

 

Rok później już sama prosiłam tatę o to, żebym mogła pojechać. Byłam bardzo szczęśliwa, że mogę tam być i podziwiać te niesamowite układy choreograficzne ogromnych maszyn, jak również utalentowanych skoczków spadochroniarskich. Wszystko to było tym lepsze, że wzięłam ze sobą mojego przyjaciela Igora, który nawiasem mówiąc ma dzisiaj urodziny, także życzę Mu wszystkiego najlepszego, spełnienia Jego planów, marzeń i aby pamiętał, że niebo nie jest limitem.

Relacja z Air Show 2017

 

 

 

Dodaj komentarz

Top