Kalwin by się nie spodziewał… (refleksje startupowe)

Protestanci zmienili podejście do pieniądza. Nie po drodze było im umartwianie się w nienawiści do doczesnego świata. Woleli odrzucić pokutny bicz, by przed pójściem do nieba zrobić dobry interes.

Statek Mayflower złapał atlantycki wiatr wolności. W 1620 roku dopłynął do brzegów Ameryki Północnej. Spod jego pokładu wyszła na ląd wycieńczona garstka religijnych uchodźców z Europy. Prócz nadziei na przetrwanie, ludzie ci nieśli ze sobą nową myśl. Współtworzył ją jeden z przywódców reformacji ­ Jan Kalwin. Z szeregu głoszonych przez niego tez, koncepcja predestynacji zasługuje na szczególną uwagę. Mówiła ona, że zbawienie człowieka jest z góry przesądzone. Niezależnie od naszych poczynań Bóg już ma rozplanowane pośmiertne losy. Dokładnie wie, kto trafi do nieba, a kto do piekła. Jednak może ukazać swoją sympatię, poprzez zesłanie faworytowi dobrej, finansowej passy. Ten oto wyznacznik Kalwin uważał za kluczowy. Zarabianie pieniędzy postrzegał za cnotę, ale musiała iść za tym wstrzemięźliwość, skromność, uczciwość i ciężka praca. Ów bagaż reguł pomógł w budowie kapitalizmu. Dzisiejsza przedsiębiorczość karmi się tą spuścizną. Na początku dwudziestego stulecia w fabrykach Henry’ego Forda stała się rzecz niezwykła. Taśmy produkcyjne przeobraziły dotychczasowe oblicze przemysłu. Tony metalowych elementów zmierzały w stronę wysuniętych, robotniczych rąk. Każdy z pracowników dokładnie wiedział, jaka funkcja przysługuje mu w tej wielkiej maszynerii. Jeden przykręcał klamkę, drugi montował błotnik. Wprawdzie byli ludźmi, utrzymywali rodziny, po pracy chadzali na piwo, ale na swoich stanowiskach w hali produkcyjnej, jakby wrastali w gąszcz pokręteł i trybików. Stawali się braćmi obcęgów, młotków i śrubokrętów. Nieco „odczłowieczani”. Turkot odpalonych silników śmiał się prosto w twarz wynędzniałym przedstawicielom wymierających zawodów. „Masowy rynek. Masowy odbiorca. Seryjność. Ścisły schemat. Ujednolicenie” – huczały hasła marketingowe. A dopiero co ożywiony kordon samochodów rozbrzmiewał w oddali na mnożących się nitkach autostrad.

Idea tayloryzmu (od nazwiska amerykańskiego wynalazcy i inżyniera – Fredericka W. Taylora) znacznie wpłynęła na koncepcję Henry’ego Forda. Zakładała ona pozbawienie pracowników kontroli nad procesem produkcji. Grupa decydentów ograniczała ich, nakazując wyłączne skupienie się na przydzielonych zadaniach. Dyscyplina, synchronizacja i uległość wobec przełożonych były podstawą organizacji ­ tzw. „systemu małego zaufania”. Uznawano go za przepis na maksymalizację wydajności i standardów produkcji. Robotnicy musieli pożegnać się z indywidualną inicjatywą i kreatywnością. Lewicowi działacze burzyli się na samą myśl o tym stanie rzeczy. Czy zatrudnieni w fabrykach samochodów mieli faktyczne powody do nieszczęścia? Nie da się zaprzeczyć, że praca na najniższych szczeblach nie grzeszyła różnorodnością. Mimo to, Henry Ford wiedział jak podwyższyć morale swoich podwładnych. W kilku fabrykach dał podwyżkę do pięciu dolarów tygodniowo, co na ówczesne czasy było przyzwoitą sumą pieniędzy. Po niedługim wpychaniu banknotów do skarbonki, właściwie każdy z robotników mógł pozwolić sobie na zakup automobilu. Z pewnością czuli się lepiej, konstruując to, na co było ich realnie stać. Apoteoza jednostki, nowe środki przekazu, dywersyfikacja klientów… zepchnęły powyżej opisany fordyzm na karty historii. Ale niezupełnie. Co jakiś czas wychodzi on z ukrycia i daje o sobie przypomnieć, zaznaczając, że jego system uformował potrzeby naszych czasów. Pod pewnymi względami jest ojcem masowego konsumpcjonizmu. Ta masowość produkcji i rynku oderwała się z czasem od przestarzałego tayloryzmu i ewoluowała w nowszą generację – postfordyzm. Kreuje go tzw. „gospodarka oparta na wiedzy”, której rozwój opiera na innowacjach, wykorzystaniu potencjału nauki, techniki oraz twórczej pracy grupowej. Dzisiejsza przedsiębiorczość niewiele zyska z przestarzałych, zamkniętych, robotniczych horyzontów. Jej przeznaczeniem jest szybować po sukces na skrzydłach wizjonerstwa i śmiałych projektów. Nie bez przyczyny na naszym portalu piszemy o polskich firmach startupowych. W nich jest przyszłość. W nich jest nadzieja…
Melchior Sędzimir

Dodaj komentarz

Top